
Sopot po ciemku
A co, jeśli w Sopocie ktoś zrobi sobie krzywdę po ciemku?
W nawiązaniu do pomysłu prezydenta Jacka Karnowskiego o zgaszeniu świateł w Sopocie na znak protestu przeciwko polityce rządu, warto przyjrzeć się jednemu aspektowi. Ubezpieczeniom. Miasto ma polisę ubezpieczeniową, która powoduje, że jeśli coś się stanie komuś z „winy urzędu”, to odszkodowanie wypłaci towarzystwo ubezpieczeń.
I tak powinno być.
Ale jest jedno „ale”… Jak pewnie wiecie z własnego doświadczenia, ubezpieczenia działają wtedy, kiedy spełni się warunki zapisanych w nich paragrafów.
Zgodnie z art. 827 par. 2 k.c. w ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej można ustalić właściwie dowolne zasady odpowiedzialności ubezpieczyciela, a więc także objąć działanie umyślne. Niemniej jednak stosowanym na rynku rozwiązaniem ogólnych warunków ubezpieczenia jest najwyżej obejmowanie ochroną rażącego niedbalstwa, a nie działań, które narażają na szkodę z powodu zaplanowanych aktywności.
Umowa ubezpieczenia Sopotu w najlepszym wypadku pewnie zawiera tzw. klauzulę reprezentantów, która obejmuje ochroną ubezpieczeniową działania umyślne wszystkich innych pracowników, ale poza władzami jednostki.
Jeśli zatem światła zgasną z polecenia Prezydenta, będzie to akademickim wręcz przykładem sytuacji, o której mówi klauzula reprezentantów – czyli umyślność działania członka organu zarządzającego jednostką, która jest wyłączona z ochrony.
Zatem, jeśli w ciemnym z polecenia prezydenta Sopocie ktoś połamie sobie ręce i nogi, dojdzie do stłuczki samochodowej itp. to taka osoba może zażądać odszkodowania od miasta.
A wtedy ubezpieczyciel będzie miał prawo pokazać przysłowiową figę.
Kto za zapłaci za ewentualne szkody? Ty, ja…czyli mieszkańcy, bo na pewno nie prezydent.